niedziela, 14 maja 2023

 Przeczytane

 

Sławomir Cenckiewicz „Agentura”

Zacznę od  uwag co do formy książki Cenckiewicza „Agentura”. Zbiory felietonów mają swoje zalety jak i wady. Najważniejszą zaletą jest zebranie w jednym miejscy tekstów, które rozproszone są w różnych miejsca a przez to trudne do przeczytania. Tutaj mamy je w jednym miejscu. Wadą natomiast tego typu rozwiązania widzę głownie w tym, iż czasami pewne wątki czy wręcz sformułowania powtarzają. Pierwotnie  dzieliło je czas czy miejsce ukazania tutaj takie powtórzenia czy zwroty wypadają słabiej jak w oryginale.
Felieton również rządzi się swoim prawem a ich autor ma prawo do emocji czy uproszczonego języka i to co jest zaletą pojedynczego tekstu a szczególnie gdy jest polemiką z adwersarzem w zbiorze jakim jest ta książka emocje pojawiające się w felietonach nie działają na korzyść treści, tez jakie chce zaprezentować autor.

„Tylko prawda jest ciekawa” motto twórczości Józefa Mackiewicza powinno przyświecać każdemu historykowi. Zapewne jest tak również w przypadku Cenckiewicza. Poznanie kto był agentem w czasach PRL-u jest też ozdrowieńcze dla życia publicznego bo dzięki wiedzy kto został złamany tym bardziej powinno cenić się tych, którzy nie ulegli machinie komunistycznych represji. Jednak odnoszę wrażenie, że koncentrując się na agentach ukazujemy tylko część świata stworzonego przez włodarzy Polski Ludowej. Gdzieś na uboczu w głęboki cieniu pozostają ci, którzy tych ludzi mających odwagę sprzeciwić się systemowi łamali. Od „upadku komuny” minęło już ponad 30 lat jednak w  świadomości społecznej praktycznie nie ma obrazu czym było to państwo, jak łamało ludziom życie. By powstał ten obraz właśnie „ludzi bezpieki” powinno stawiać się w świetle kamer by nie mogli tak jak morderca Grzegorza Przemyka spokojnie wieść sobie życia emeryta. Nie jest to zarzut do autora tej książki. Ma prawo wyboru tematu swoich dociekań historycznych. Uwaga ta dotyczy w większym stopniu ogólnego obrazu zarówno historiografii jak i całej sfery publicznych rozważań o PRL-u.

Sam książka „Agentura” składa się z trzech części; pierwsza Osobowe Źródła Informacji dotyczy  różnych postaci życia publicznego, które podjęły współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa. Z reguły poświęcony jest im jeden felieton. Dotyczy on postaci znanych jak choćby byli ministrowie spraw zagranicznych Skubiszewski czy Rotfeld jak również osób w zasadzie dzisiaj anonimowych jak choćby ksiądz proboszcz Jerzy Więckowski gorliwie współpracujący z SB w latach 80-tych i wykorzystywany przez nią w rozgrywce z Kościołem po zamordowaniu ks. Popiełuszki. Z jednej strony donosił bezpiece o poglądach wśród duchowieństwa z drugie strony wykorzystywany był by nadać określony kształt formom upamiętnienia ks. Jerzego – oczywiście jak najkorzystniejszy dla ówczesnej władzy. W tym fragmencie książki umieszczone zostały felietony z lat 2009-2022 z reguły poświęcone jednej osobie.

Druga część stanowi pewną tematyczną całość, wszystkie zamieszczone tam felietony poświęcone są osobie Witolda Kieżuna a w aktach bezpieki „Tamizy”. Postać o skomplikowanej biografii, bohater powstania warszawskiego, ekonomista robiący karierę w PRL-u a od lat 70-XX wieku donosiciel SB. Ponieważ Kieżun z racji swojej wojennej przeszłości i wsparcia w wyborach prezydenckich w 2010 Jarosława Kaczyńskiego był postrzegany jako zwolennik prawicy. W naszej nazwę to delikatnie lekko nienormalnej rzeczywistości politycznej gdzie etykiety zwalniają część ludzi z myślenia, taki związek powodował, iż środowiska, które w innych sprawach są niezwykle pryncypialne w kwestii agentów wzięły w obronę Kieżuna. Felietony Cenckiewicza dotyczące w tej części książki są z jednej strony poświęcone udowodnieniem na bazie faktów agenturalnej przeszłości Kieżuna z drugiej strony poświęcone są polemice z jego obrońcami. Co ciekawe w tej sprawie doszło do ostrych polemicznych sporów pomiędzy nim a Piotrem Gontarczykiem autorami przełomowej dla naszej historiografii publikacji „SB a Lech Wałęsa”

Tym sposobem należy przejść do najobszerniejszej trzeciej części książki Cenckiewicza poświęconej postaci Lecha Wałęsy. I jak agenturalna działalność Lecha Wałęsy TW „Bolek” w pierwszej połowie lat 80-tych jest ponad wszelką wątpliwość potwierdzona choćby poprzez wzmiankowaną wcześniej publikację Cenckiewicza i Gontarczyka czy analizę przeprowadzoną w Instytucie Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna w Krakowie gdzie trafiły oryginalne donosy „Bolka” przechowywane w domu Czesława Kiszczaka. Tutaj książka „Agentura” jest pewnego rodzaju panoramą bojów jaką wokół prawdy o Wałęsie trzeba było stoczyć w latach 1991-2015. Felietony poświęcone tej sprawie nacechowane są dużą dawką emocji co z jednej strony jest w pełni uprawnione bo przecież taka jest natura tej formy literackiej. Z drugiej strony ponieważ dotyczy to materii historycznej wydaje się, że emocje są ostatnią kwestią jaką powinien kierować się badacz wobec swojego przedmiotu badania. Niestety Cenckiewiczowi nie zawsze to się udaje. Co osłabia tylko wymowę hipotez i faktów jakie stawia w swojej publicystyce. Są one same w sobie przerażające; wybuch gazu w bloku gdzie mieszkał Adam Hodysz, sfingowanie sprawy handlu uranem by przejąć mikrofilmy z rąk Jerzego Frączkowskiego byłego szefa gdańskiej ekspozytury Biura Studiów SB MSW. Czy chyba najmocniejszej hipotezy postawionej przez autora, iż Lech Wałęsa przez cały czas, czyli także w latach 80-tych był sterowany przez Służbę Bezpieczeństwa. Zwłaszcza w takiej sprawie potrzebny jest dobór faktów a nie emocji bo szkodzi to tylko ustaleniu stanu rzeczywistego a to jest jedynym zadaniem jakie stoi przed historykiem.

Sam Lech Wałęsa wydaje się postacią tragiczną uwikłaną w tak wielopiętrowe kłamstwa, iż tak po ludzku szkoda człowieka. Być może najtrafniejszą jego ocenę sporządził Lech Bądkowski w 1981 roku w artykule „Człowiek z czego?” gdzie pisał „ Lech Wałęsa jest postacią historyczną przypadkową (…). Dylemat polega na tym, iż głód moralnego przywództwa w Polsce spowodował to niesłychane wyniesienie Wałęsy. I w tym wypadku nawet nie można działać otrzeźwiająco na ludzi, ponieważ pozbawi się ich tego co z takim trudem uzyskali i z taką radością przyjęli. A zarazem wiadomo, że ten człowiek, chociaż  jest symbolem przełomu, nie jest oczekiwanym przywódcą. Przeskoku z roli represjonowanego bezrobotnego na człowieka roku kreowanego przez Zachodzie na okładki ilustrowanych pism o milionowych nakładach, udzielającego wywiadów największym na świecie agencjom, tygodnikom i dziennikom, mógłby dokonać tylko człowiek o ogromnej kulturze wewnętrznej, by nie ulec zepsuciu” [podkreślenie własne].

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Półka z płytami

  Eagles „The Long Run” Electra/Asylum Records 1979 W omówieniu zamieszczonym w jedynym jeszcze istniejącym rockowym piśmie w Polsce a...