niedziela, 11 sierpnia 2024

Przeczytane

 

Siddharth Kara „Krwawy kobalt. O tym jak krew Kongijczyków zasila naszą codzienność”.

Trudna to książka, trudna do czytania, trudna do oceny. Dlaczego? Bo opowiada z jednej strony o losie ubogich mieszkańców Konga zajmujących się czymś co ładnie określa się terminem górnictwo rzemieślnicze a w rzeczywistości jest codziennym ryzykowaniem swojego życia lub zdrowia dla równowartości 8 zł za dzień pracy. Z drugiej strony autor nachalnie narzuca w narracji jedną wizję dziejów, w których złem wcielonym jest biały człowiek i kapitalizm. W tle tego wszystkiego mamy jeszcze transformację energetyczną.

Zielona energia jak to ładnie brzmi, odnawialne źródła energii, samochody elektryczne to w myśleniu większości ludzi same pozytywne rzeczy. Niestety książka ta rozbija ten obraz. Na samym jego dnie znajduje się jakiś mieszkaniec Konga codziennie narażający życie w tym co nazywa się rzemieślniczymi kopalniami.  Czasami by oswoić rzeczywistość brzydkim sprawom nadajemy ładną nazwę. Dokładnie tak jest w tym przypadku bo te kopalnie rzemieślnicze to szyby kopane przy pomocy prostych narzędzi bez większych zabezpieczeń z których ludzie wydobywają kobalt. Surowiec niezbędny we współczesnej gospodarce właśnie w związku z rozwojem zielonej transformacji.

Wydobycie odbywa się tak jak w wielu miejscach świata w XIX wieku, jak najmniejszym kosztem, oszczędzając m.in. na bezpieczeństwie często siłą dzieci bo one są małe wejdą do tych niewielkich szybów. Tak było kiedyś ludzie z biedy, nadziei na bogactwo ryzykowali swoim życiem. Słowo bogactwo brzmi tutaj trochę nie na miejscu bo w Kongu jest nim zarobek rzędu 7 dolarów dziennie czyli około 28 zł. Fakt ten daje do myślenia. W Kongu bogatym jest ten kto zarabia niepełna 30 złotych na dzień. Tyle może zarobić przy dobrym dniu czyli odkryciu miejsca bogatego w kobalt. W zły dzień może stracić życie lub zdrowie i to jest cena tego bogactwa, pośrednio cena każdego smartfonu.

W tle tego wszystkiego wielkie koncerny, NGO-sy oskarżane przez część Kongijczyków o nieuczciwość i państwo. Szkoda, że autor w książce tak mocno koncentruje się na krytyce historii białego człowieka oraz kapitalizmu a tylko pobieżnie zajmuje się państwem czyli Demokratyczną Republiką Konga. Bo przyjrzenie się temu zjawisku pozwoliłoby znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego dzieci zamiast do szkoły udają się do kopalni kobaltu. Państwo w Kongo służy do wzbogacania plemienia, które ma w nim władzę. Ważna jest tożsamość plemienna a nie państwowa. Nie ma czegoś takiego jak naród kongijski są tylko poszczególne plemiona. I one traktują państwo i jego struktury jako łup za pomocą mogą się wzbogacać. Dlatego godzą się na tak niekorzystne dla Konga układy dotyczące koncesji na wydobywanie surowców mineralnych. Dochodzi do tego powszechna korupcja, która powoduje, że państwo nie ma środków na prowadzenie szkół. Teoretycznie darmowych w praktyce trzeba za nie płacić od 5 do 7 dolarów miesięcznie. Może to dla nas nie są duże pieniądze jednak z perspektywy  Kongijczyków „uboga kongijska rodzina dzień po dniu stawia zarobek wyżej niż naukę dzieci, o ile w ogóle uważała, że wykształcenie może się do czegoś przydać. Pieniądze były potrzebne natychmiast; na zakup jedzenie, lekarstw”. Wypisz wymaluj sytuacja ludności chłopskiej choćby na ziemiach polskich w XIX/XX wieku. Tylko zorganizowane państwo ( niemieckie) potrafiło wyegzekwować przymus szkolny. W Kongo państwo w wielu obszarach istnieje tylko na papierze. To powinna być dla każdego czytającego taka szersza lekcja. Jak ważną rolę w naszym życiu odgrywa państwo i jak ważne jest by było jak najwyższej jakości.

Na koniec może drobna uwaga ale generalnie nie lubię takich spraw, autor pisze „ najstarszy, Peter, był ubrany (…) i czerwoną koszulkę z naszytymi z przodu literami AIG. Wyobraźcie sobie odludne miejsce na górzystym pustkowiu w jednej z górniczych prowincji DRK, a w nim kopiącego kobalt dzieciaka w brudnej koszulce z logo amerykańskiego giganta sektora usług finansowych, którego w czasie kryzysu finansowego w 2008 roku rząd federalny poratował kaucją w wysokości 180 miliardów dolarów. Wyobraźcie sobie co mógłby zdziałać w takim miejscu, 1% tej sumy, o ile zostałby wydany na pomoc ludziom, którzy jej potrzebują, a nie schowany do kieszeni przez ich wyzyskiwaczy”.

Rozumiem nie każdy musi znać się na angielskiej piłce i z opisu tego chłopca wyczytać, iż ubrany był w koszulkę Manchesteru United. Gorzej jak autor na bazie swojej niewiedzy posługuje się tym opisem do tyrady przeciwko kapitalizmowi i to w najbardziej prymitywnej formie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Półka z płytami

  Eagles „The Long Run” Electra/Asylum Records 1979 W omówieniu zamieszczonym w jedynym jeszcze istniejącym rockowym piśmie w Polsce a...