|
grafika; Przewodnik Katolicki
|
„Co to jest prawda?” Słowa te wyrzekł Poncjusz Piłat w trakcie procesu
Chrystusa. W najprostszym tego słowa znaczeniu to ustalenie przebiegu wydarzeń zgodnie
z ich faktycznym stanem. Czy zawsze jest to możliwe? Wydaje się, że nie. Czy w
związku z tym powinniśmy rezygnować z ustalenia prawdy o kimś/czymś? Ponownie
nie. Co więcej pomimo świadomości, iż nie zawsze jesteśmy w stanie ustalić
prawdę, to nie powinniśmy rezygnować z działań
na rzecz jej przybliżenia. Ponownie posłużę się cytatem „tylko prawda jest
ciekawa” i to przekonanie powinno przyświecać każdemu kto bada jakikolwiek
wycinek dziejów.
Co oczywiste wstęp ten dotyczy postaci św. Jana Pawła II i oskarżeń pod
jego adresem, które pojawiły się w ostatnim czasie. Tak przeszłość Karola
Wojtyły powinna być badana, a jeżeli okazałoby
się, że są jakieś ciemne jej karty, to nie można
tego ukrywać. Nie rozstrzygając, bo przecież nie
mam wglądu w dokumenty o przeszłości, warto
spojrzeć na ten problem z trochę szerszej perspektywy.
W ustalaniu stanu faktycznego, a już
zwłaszcza w jego ocenie niezwykle istotne są konteksty w jakim dana sytuacja
się wydarzyła. Wyobraźmy sobie taką sytuację, na podłodze w kałuży krwi leży
mężczyzna z nożem w sercu. Obok stoi kobieta cała roztrzęsiona, bo chwilę temu pchnęła tego mężczyznę tym nożem.
Stan faktyczny prawda jest oczywista, doszło do zabójstwa. Jednak pozwólmy
sobie chwilę pofantazjować. Wyobraźmy sobie, iż ten
zabity przez lata maltretował psychicznie i fizycznie tę kobietę. Czy ta wiedza
nie zmieni (a powinna) oceny całej sytuacji? Ten
kontekst zmienia spojrzenie na zdarzenie, bo nie zmienia faktu jednak pozwala
zrozumieć dlaczego do niego doszło i co za tym idzie trochę inaczej oceniamy w
tym momencie sprawczynię.
Może nie jest to najszczęśliwszy przykład jednak na tyle wyrazisty, że
powinien umożliwić zrozumienie poniższego wywodu. W roku 1944 Polska dostała
się pod panowanie Rosji Sowieckiej. Sowieci z pomocą posłusznych sobie
instrumentów władzy PPR a później PZPR kolokwialnie nazywanych komunistami nie
tylko włączyli Polskę do swojej strefy wpływów,
ale również podjęli próbę całkowitej przebudowy rzeczywistości społecznej,
której celem miało być wprowadzenie komunizmu. Metody wybrane do realizacji
tego celu były z instrumentarium państwa totalitarnego. Państwo takie dąży do
całkowitej kontroli życia społecznego.
Tutaj powinniśmy postawić pierwszy przystanek. Jaka jest świadomość tego
stanu rzeczy w społeczeństwie polskim A.D. 2023? Jakie metody stosowano by
ówczesna władza mogła zrealizować swoje cele? Czy szerokie rzesze
społeczeństwa, czy przysłowiowy Kowalski wie o tym? Rzecz jasna nie wie.
Najłatwiej o ten stan rzeczy obwinić szkołę, tak też uczyniła obecna władza
wprowadzając przedmiot „Historia i teraźniejszość” poświęcony okresowi historii
po 1944 roku. Tylko gdyby moc szkoły była tak wielka jak to przypisują jej
wszyscy na około, to na ulicach nie słyszelibyśmy co trzeciego słowa zaczynającego
się na k…. Takim słownictwem jako żywo nie posługuje się szkoła. O świadomości
społecznej decyduje kultura masowa a w niej problem PRL-u praktycznie nie
istnieje, zaś ostatnimi czasy pojawiły się nawet dzieła (Gierek) wybielające
ten ponury czas w dziejach Polski. Bez wiedzy o tym jakimi metodami posługiwały
się władze komunistyczne i kto był ich przeciwnikiem trudno zrozumieć czasu
1944-89.
Ambicją władzy totalitarnej jest całkowita kontrola społeczeństwa, w
takim świecie nie ma miejsca na niezależne od władzy instytucje. W realiach
Polski po 1944 jedyną niezależną wobec władzy instytucją był Kościół katolicki.
Zniszczenie tej instytucji było jednym z podstawowych celów działania władz
komunistycznych. Tym zajmował się V Departament Ministerstwa Bezpieczeństwa
Publicznego, a później IV Departament Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Codziennie
przez wszystkie lata zajmowali się jednym celem - zniszczeniem Kościoła. W praktyce
polegało to na m.in. zakładaniu każdemu wstępującemu do Seminarium Duchownego
kartoteki, w której gromadzono o takiej osobie informacje w poszukiwaniu tzw.
haków. Innymi działaniami było rozbijanie Kościoła poprzez wspieranie ruchu
księży patriotów. Oprócz tego praktyką działań wymierzonych w Kościół były różnego
rodzaju prowokacje. Często na podłożu seksualnym, choćby sprawa bp Kaczmarka i
zielonego zeszytu to z przełomu lat 50 i 60 czy już późniejsze z lat 80-tych
działania wobec ks. Popiełuszki i próba rzucenia na niego oskarżeń o podłożu
seksualnym ( garsoniera ks. Popiełuszki). Dochodziły do tego działania
polegające na przesyłaniu do kurii donosów na księży. Problem jednak w tym, iż w
świetle wcześniej wzmiankowanych prowokacji i ilości tych donosów nie sposób
było ich zweryfikować. Czy wśród tych donosów były historie prawdziwe? Z
pewnością tak. Tylko jak aparat kościelny miał je rozpoznać?
To drugi przystanek. W zasadzie nasuwają się takie same pytania co
poprzednio. Co gorsza mamy takie same odpowiedzi. By obraz był jeszcze bardziej
ponury badania nad przeszłością Kościoła katolickiego w rzeczywistości PRL-u
spotykały się z oporem samego Kościoła. Dzisiaj widać jaki to wielki błąd.
Zamiast sekować takie postacie jak ks. Isakowicz – Zalewski autor pionierskiej
książki w tym temacie „Księża wobec bezpieki na przykładzie archidiecezji
krakowskiej” należało szerzej otworzyć archiwa by na ich podstawie można było
zmierzyć się z przeszłością. Praktyką służb komunistycznych był werbunek według
triady „korek, worek i rozporek”. Jednak praca Isakowicza pokazuje, że większość
duchowieństwa wobec pokus tego świata zachowywała się odpowiednio i niewielu
donosicieli udało się zwerbować SB. Niestety ten pozytywny dorobek został
zaprzepaszczony w imię źle pojętego solidaryzmu grupowego. Dzisiaj Kościół
zamiast chlubić się swoją generalnie pozytywną przeszłością w czasach PRL-u
musi odpierać ataki za winy nielicznych.
Zapewne w wielu sytuacjach człowiek można zachować się lepiej. Zapewne
ta uwaga dotyczy również Karola Wojtyły, a
później Jana Pawła II. Czy jednak upoważnia nas do stawiania mu zarzutu ochrony
pedofili? Obawiam się, że nie poznamy w tym zakresie prawdy nawet zakładając,
że stawiane mu zarzuty mają potwierdzenie. Na potrzeby tego wywodu przyjmijmy
na chwilę, że te zarzuty są prawdziwe. Po pierwsze nie wiemy czy przenoszeniu
takich księży w diecezji krakowskiej nie towarzyszyły napomnienia ze strony
metropolity krakowskiego. Wielce prawdopodobne wydaje się, że nie decydowano
się na ujawnianie prawdy ze względu na dobro instytucji. Wiem łatwo się oburzać, ale dlatego potrzebne są konteksty. Była to jedyna
niezależna od władzy instytucja i jej przetrwanie w Polsce komunistycznej było
wartością nadrzędną. Powtarzam ten aspekt powinien był być rozpatrzony jeżeli
chcemy uczciwie ocenić sytuację zakładając, iż zarzuty obronią się w toku
analizy źródeł.
Jednak znając postawę Jana Pawła II wobec
tego typu przypadków wyrażoną choćby jeszcze jako metropolity krakowskiego w
sprawie ks. Lorenca, który został przez ówczesnego abp Wojtyłę suspendowany ze
stanu duchownego, w Liście
Apostolskim "Sacramentorum sanctitatis tutela", czy też postawie wobec abp Peatza kiedy wszedł w posiadanie
wiadomości o jego czynach wydają się skłaniać do wniosku, iż Jan Paweł II nie
tolerował pedofili w Kościele. Jednak sama sprawa abp Peatza jest wielce
symptomatyczna do problemu jaki trapi Kościół katolicki nie tylko w Polsce. Problem
ten określany jest czasami terminem „lawendowa mafia”. Przyglądając się losom blokowania
starań zmuszenia do ustąpienia abp „urzędową” drogą, które opisuje we
wstrząsającym artykule Tomasz Krzyżak https://wiez.pl/2020/11/28/dlaczego-wanda-poltawska-przemycala-list-do-papieza-pod-bluzka/ nie sposób nie zadać pytań o rolę najbliższego
otoczenia Jana Pawła II, o rolę ówczesnego
Nuncjusza Apostolskiego w Warszawie, a szerzej o
postawę hierarchii kościelnej w Polsce. Dlaczego potrzeba było interwencji
przyjaciółki Papieża by dotarły do niego informacje o niegodnym zachowaniu abp
Peatza? Jaką rolę w tym wszystkim odegrał osobisty sekretarz Papieża zwany przez
niektórych Stevie Wonderem? Dlaczego oficjalne pisma nie docierały do adresata?
W tym kontekście nasuwa się pytanie czy ekstraordynaryjna droga procesu
beatyfikacji Papieża nie była swojego rodzaju ucieczką do przodu. Drogą
niezwykle kuszącą dla wielu, pomijam tutaj tych, którzy autentycznie propagują
kult Jana Pawła II tak widoczny praktycznie we wszystkich kościołach świata.
Jednak sekretarz i część Episkopatu mogła być zainteresowana skryciem się w
blasku świętości. Bo jak ogłoszą Jana Pawła II świętym przecież nikt nie będzie
stawiać niewygodnych pytań, sprawy ucichną by nie rzec umrą wraz z ofiarami i
świadkami. Jednak tak się nie stało i w sumie bardzo dobrze, bo te sprawy dla
dobra Kościoła trzeba wyczyścić. Trzeba skończyć z chowaniem się za plecami
Papieża, z którego zresztą w dużej mierze polski
Kościół uczynił największego cukiernika wszechczasów. Bo z czego znany jest
Papież większości rodaków? Z jednorazowego wystąpienia o kremówkach. Zaiste
wielkie osiągnięcie w propagowaniu nauczania Jana Pawła II. Nic dziwnego, iż
stał się obecnie dla młodych ludzi człowiekiem memem. Ze znanych mi mediów
tylko Radio Maryja przypomina jego nauczanie,
ale nie jest to wbrew wyobrażeniu części ludzi zbyt potężne medium. Tak więc w
tle świętości Jana Pawła II ukryć chciało się wiele spraw, które wymagają
wyjaśnienia. Jasne nigdy nie ma dobrego czasu na przyznanie się do błędów.
Jednak nie zamknięcie spraw dotyczących pedofilii w Kościele prowadzić będzie
tylko do tego, że co jakiś czas pojawiać się będą podobne do tych artykułów
atakujących Jana Pawła II, czy reportaże Sekielskich.
I po pewnym czasie znaczenie nie będzie miała prawda tylko przekonanie ludzi o
tym, iż Kościół to instytucja chroniąca pedofili. Im dłużej niewyjaśnione
sprawy lub zamiecione pod dywan nie zostaną przecięte, tym trudniej będzie się
oczyści z przyprawionej gęby.
Czas przejść do kolejnej płaszczyzny sporu o Jana Pawła II
czyli polityki. Na początek pewna oczywista oczywistość. Wszystko jest
polityką. Reportaż „Franciszkańska 3” czy książka Ekke Overbeek
też nią są. Mają za cel odebrać Kościołowi a szerzej ludziom wierzącym prawo do
wypowiadania się na tematy społeczne. Jednak nie zwalnia to od przyjrzenia się
reakcji drugiej strony, czyli samego Kościoła jak i „sceny politycznej” w
Polsce. Niestety można odnieść wrażenie, iż kościół hierarchiczny nie zamierza
tutaj nic uczynić. I to nawet nie z zarzutami wobec Jana Pawła II, które wydają
się dość słabe co ze swoim podejściem do duchownych, którzy dopuścili się
czynów przestępczych wobec nieletnich już po 1989 roku. Jednak wymagałoby to
naruszenia tego ulubionego świętego zarówno osób wierzących jak i ateistów
czyli świętego spokoju. Trzeba by coś zrobić być może narazić się lewandowej
mafii podjąć walkę z jej wpływami w strukturach Kościoła. Niestety zwycięża
strategia przeczekania przybierana tak wiele razy przez Kościół wobec zarzutów adresowanych pod jego adresem.
Zamiast oddzielić ziarna od plew a patrząc obiektywnie na dorobek Kościoła
katolickiego w Polsce nie można mieć wątpliwości, iż tych pierwszych będzie
zdecydowanie więcej nic się nie robi.
Co innego politycy ci postawili działać.
Tak jak w wielu podobnych sprawach nie poprzez ciężką pracę w tym wypadku nad
upowszechnianiem najlepiej w swoim życiu choćby społecznych aspektów z nauczania
Jana Pawła II ale poprzez to w czym są najlepsi. Mówienie i uchwały. Musze
przyznać, iż ubawiła mnie ta uchwała ws.
obrony dobrego imienia św. Jana Pawła II. To rozwiązuje problem, można przystąpić
do partyjnej młócki. My świętobliwi i oni zastępy szatana. Niestety tego typu
działania po pierwsze nie ustalą prawdy, ba one prawdę usuwają z przestrzeni
zainteresowania polityków. Ponieważ jedynym co się liczy w tej partyjnej
rozgrywce to to czy będą tę sprawę mogły wykorzystać we wzajemnej walce te
nasze rodzime odmiany Tutsi i Hutu. Znamienny w tym kontekście jest głos
ważnego publicysty po stronie opozycyjnej, który można streścić „za wcześnie a
co gorsze może pomóc PiS-owi wygrać wybory”. Z ich strony ( mam tutaj na myśli
wszystkie strony sceny politycznej) pomocy w pracach nad ustaleniem zdarzeń z
przeszłości liczyć nie można.
|
grafika; viva pl
|
Cóż więc robić? To oczywiście zależy od
tego kim jest dla nas główny bohater tego tekstu i instytucja na czele, której stał.
Tym, którzy uważają Jana Pawła II za bestię z Wadowic a Kościół katolicki za
jakąś organizację przestępczą żadnej rady udzielać nie będę. Oni zresztą jej
nie potrzebują.
Natomiast jeżeli ktoś uważa Jana Pawła II za
ważną postać to po pierwsze pamiętać, iż wierzymy w Chrystusa nie księży czy
Papieży. Po drugie nie dać sobie wmówić, iż badanie przeszłości, również z
wykorzystaniem materiałów gromadzonych przez Służbę Bezpieczeństwa jest czymś
złym. Jest dokładnie odwrotnie badania te pozwalają pokazać jak wyglądała
przeszłość bo dopiero ta wiedza pozwala na jakiekolwiek oceny dotyczące
przeszłości. Co więcej pozwoli w pełni pokazać ogromny dorobek Kościoła w
drodze do wolnej Polski i oddzielić bohaterów tej walki od zdrajców. Wreszcie
po trzecie wymagać od hierarchów Kościoła katolickiego jasnego wypowiadania się
odnośnie nadużyć seksualnych. Czas skończyć z różnego rodzaju niedomówieniami a
zacząć to powinno się od dokładnego pokazania sprawy abp Peatza. Tylko to
pozwoli zamknąć ten temat bo w przeciwnym
razie Kościół ponownie stanie się obiektem ataków, ba tak de facto już nim jest
i zupełnie wbrew faktom, dużej części społeczeństwa udało się wdrukować obraz
stawiający znak równości pomiędzy księdzem a pedofilem. Zostawiając tego typu
sprawy ( abp Peatz) sam sobie jest winien. Niestety cierpi na tym nie tylko ta
duchowa rola Kościoła ale także jego ( jako wspólnoty ludzi wierzących) rola w
życiu społecznym.