niedziela, 21 sierpnia 2022

 Przeczytane 

 Mariusz Staniszewski „Polska wojna kulturowa”

Gorzka książka o nas o ludziach zamieszkujących Polskę w  XXI wieku. Kraju gdzie co raz mniej łączy jego mieszkańców kierując się „poczuciem tożsamości (…)plemiennej nie pozwoliło im tolerować w swoim otoczeniu osoby myślącej inaczej niż oni i otwarcie tego manifestującej”. Już dla próby odpowiedzi na to dlaczego tak jest warto sięgnąć po książkę Staniszewskiego. I to niezależnie czy mamy poglądy prawicowe, lewicowe czy jeszcze jakieś inne. Jeżeli chcemy być świadomymi obywatelami a nie członkami zwalczających się plemion to powinniśmy ze sobą dyskutować, spierać się ale na argumenty. Tych niewątpliwie dostarcza właśnie ta książka i jak każda publicystyka ma swoją tezę. Można się z nią nie zgadzać, można ją krytykować ale tego nie ma w naszej przestrzeni. Z jednej strony mamy zdrajców, sługusów Berlina z drugiej wyznawców kaczora dyktatora.

Czyż autor nie ma racji w stwierdzeniu „  Już dziś bez większego ryzyka możemy stwierdzić, że ziemie polskie zamieszkują dwie grupy, które co prawda łączy jeszcze wspólny język i zajmowane terytorium, ale dzieli już zupełnie inaczej pojmowana historia i określone cele i wartości”. Chciałoby się to zakwestionować powiedzieć, że tak nie jest jednak wystarczy zajrzeć do Internetu, posłuchać rozmów by ta ochota błyskawicznie się ulotniła na rzecz stwierdzenia, iż właśnie tak jest żyjemy co raz bardziej w świecie plemiennym. Jak to jest niebezpieczne wystarczy znać trochę historię by odpowiedzieć sobie na to pytanie do czego taka trybalizacja prowadzi. A przecież i dzień dzisiejszy powinien to unaocznić w czasach wojny, która toczy się na Ukrainie. W Polsce  w państwie odgrywającym kluczową rolę dla jej przebiegu co raz bardziej słabnie gotowość do działań wykraczających poza swoje patrykularne interesy co jest bezpośrednim skutkiem następującej plemienności.

Obszar zainteresowań autora jest niezwykle szeroki od rozważań po co nam prawda poprzez rewolucję seksualną i jej społeczne skutki do czystej polityki jaką jest polska obecność w Unii Europejskiej. Tak jak już wspomniałem nie zgadzajmy się z diagnozami Staniszewskiego ale o nich dyskutujmy ze sobą nawzajem a nie żyjmy w wyimaginowanym świecie jedności moralno ideowej. Ja osobiście mam w pewien sposób uprzywilejowaną sytuację, ponieważ ze znaczącą część moich znajomych, kolegów, przyjaciół różnie się poglądami politycznymi. Jednak pomimo tego nawet ostro się spierając potrafimy ze sobą rozmawiać. A gdy następuje taka relacja czyli próba rozmowy to w tym z kim się spieramy zaczynamy dostrzegać człowieka ze swoimi przemyśleniami i moim zadaniem taka powinna być rola rozmowy nie potakiwanie dla potakiwania ale wymiana poglądów, pomysłów, etc.

Bo jakżeż trafnie pisała przytaczana przez Staniszewskiego Hannah Arendt „skoro kłamca może swobodnie kształtować swoje ”fakty” dla korzyści i przyjemności, czy choćby tylko dla zaspokojenia oczekiwań swojej publiczności, jest prawdopodobne, że okaże się bardziej przekonujący i wiarygodny niż głosiciel prawdy.” Przecież jakże często tak właśnie jest w przestrzeni publicznej. Dzieje się tak ponieważ wojna kulturowa toczy się również o prawdę, toczy się nie tylko w Polsce i patrząc na jej przebieg to prawda jest w zdecydowanym odwrocie. Gdyby tak nie było to przecież była kanclerz Niemiec Angela Merkel nie powiedziałaby z okazji D-Day [lądowania Aliantów w Normandii 6.6.1944] „ta wyjątkowa operacja wojskowa ostatecznie przyniosła NIEMCOM WYZWOLENIE OD NAZISTÓW ( podkreślenie moje ). Czyli Niemcy okupowani byli przez jakiś Nazistów! I nikt z zebranych nie zaprotestował, wiem rozumiem polityka i politycy ale czy przez media przeszła jakaś fala oburzenia? Nie bo na prawdę nie ma w nich dzisiaj tam miejsca.

sobota, 20 sierpnia 2022

 Półka z płytami.

Uriah Heep „Your Tour To Remember. The Definitive Anthology 1970-1990” BMG 2016

Dwupłytowa składanka grupy Uriah Heep to jedno z lepszych dokonań w dziedzinie kompilacji jakie ukazały się na muzycznym rynku. Zdaję sobie sprawę, że dzisiaj większość ludzi nie kojarzy nazwy tej grupy a o muzyce nie wspominając. Być może właśnie oni powinni być grupą docelową do której adresowana  jest ta składanka. Choć ci, którzy znają grupę tylko z jej początkowego okresu z pierwszej połowy lat 70-tych XX wieku również wiele skorzystają na obcowaniu z tym wydawnictem.

 Autorzy kompilacji trzymają się w niej żelaznej reguły; po dwa utwory z każdej płyty. Pierwsza płyta zawiera kompozycje grupy z okresu 1970-75 i pomimo tej reguły, o której wspominałem są na niej wszystkie największe przeboje grupy z „July Morning” i „Easy Living” na czele. Jeżeli chodzi o moje odczucia to wybór nagrań z tego okresu jest nader udany.

Drugi dysk to nagrania z lat gdy gwiazda Uriah Heep zaczęła blaknąć i choć zespół istnieje do dnia dzisiejszego to znany jest już tylko garstce fanów muzyki hard rockowej. Jednak pomimo tego, że pozycja zespołu na rynku muzycznym słabła nie oznaczało to tego, że muzyka stawała się gorsza. Co więcej grupa poszła dość mocna w stronę amerykańskiego rynku. Rynkowo sukces dość umiarkowany, bo największym osiągnięciem w tym zakresie było uplasowanie albumu „Aboming” w Top 40. Jednak w tym co najważniejsze czyli muzycznie jest to niezwykle ciekawy okres. Można pokusić się o stwierdzenie, że grają lepiej od ówczesnych najlepszych przedstawicieli amerykańskiego rocka z lat 80-tych takich jak choćby Foreigner. Jak dla mnie ta druga płyta jest niezwykle ciekawa bo pozwala odkryć zapomniane oblicze sławnego niegdyś zespołu.

 

CD1:
1. Gypsy
2. Come Away Melinda
3. Bird of Prey
4. Lady in Black
5. Look at Yourself
6. July Morning Uriah Heep 7"
7. Easy Living
8. The Wizard
9. Sunrise
10. Sweet Lorraine
11. Stealin'
12. Sweet Freedom
13. The Shadows and the Wind
14. Suicidal Man
15. Return to Fantasy
16. Devil's Daughter

CD2:

17. Weep in Silence
18. Can't Keep a Good Band Down
19. Sympathy
20. Firefly
21. Free 'n' Easy
22. Free Me
23. Woman of the Night
24. Come Back to Me
25. It Ain't Easy
26. No Return
27. Too Scared to Run
28. Chasing Shadows
29. Straight Through the Heart
30. Rockarama
31. The Other Side of Midnight
32. Poor Little Rich Girl
33. Voice On My TV

niedziela, 14 sierpnia 2022

Przeczytane

 Colin O’Brien „Giro d’Italia. Historia najpiękniejszego kolarskiego wyścigu świata”.

Jest to książka o wyścigu kolarskim. To fakt oczywisty. Jednak sprowadzenie tej książki tylko do tego wymiaru byłoby krzywdzące. Wręcz można stwierdzić, iż to, że nie jest to książka tylko o wyścigu, sporcie jest jej zaletą. Tym sposobem może być ciekawa również dla tych, którzy sportem a już zwłaszcza jego dość specyficzną odmianą jaką jest kolarstwo się nie interesują.

O’Brien zabiera nas w podróż na Półwysep Apeniński. Wiele uwagi poświęca historii Włoch, wątek ten jest bardzo silny w rozdziałach poświęconych narodzinom Giro. Bo oprócz wymiaru sportowego wyścig ten pełnił również funkcję integracyjną dla ówczesnych Włochów. W tym wątku nie może również zabraknąć próby spojrzenia na włoski faszyzm. Co ciekawe jest to spojrzenie jak na dzisiejsze czasy dość wyważone pokazujące złożoność tego zjawiska. Ukazanie rywalizacji pomiędzy Bottecchim a Girardentin i Bindą w kontekście starcia faszystów z antyfaszystami jest właśnie tym elementem, który czyni tę książkę znacznie ciekawszą.

Postęp techniczny w kolarstwie jest również jednym z wątków tej książki. I ponownie odbywa się to w scenerii stromych podjazdów czy karkołomnych. Ożywają w ten sposób miejsca już dzisiaj zapomniane jak Roccarso pierwsza góra w dziejach Giro, która miała ponad 1000 metrów.

Starcie dwóch tak wybitnych kolarzy jak Bartali i Coppi jest interesujące samo w sobie. Ich rywalizacja w latach 30 i 40 -tych XX wieku była pełna dramaturgii jaką tylko może dostarczyć rywalizacja sportowa. Ponownie O’Brien potrafi z niej zrobić coś więcej. Wpisuje ją w przemiany obyczajowe i społeczne ówczesnych Włoch. W starcie wsi z miastem, katolicyzmu z laicyzacją.

Interesującym fragmentem jest również rozdział, w którym autor poświęcił dyrektorowi wyścigu Mauro Vegniemu. Dzięki niemu możemy lepiej poznać dość specyficzny sport jakim jest kolarstwo, mechanizmy organizacji wyścigu funkcjonowania drużyn kolarskich.

Praktycznie wszyscy wielcy kolarze stawali na starcie Giro ci najwybitniejsi sięgali po zwycięstwo w tym wyścigu. Jednak jeszcze raz podkreślę książka ta nie jest o nich oni pojawiają się w niej niejako przy okazji. Książka ta jest przede wszystkim opowieścią o kraju, o pasji, historii, o wspaniałych miejscach jakich we Włoszech nie brakuje.

sobota, 13 sierpnia 2022

 Półka z płytami.

 


Saratan „Nabatea” same 2021

 Brutalniejsze odmiany metalu to nie jest świat do którego zaglądam zbyt często. Jednak zespół Saratan stanowi od tego wyjątek. Dlaczego tak się dzieje? Przyglądając się ostatniemu dziełu zespołu „Nabatea” znajdziemy na to odpowiedź. Jest na tej płycie ogromna ilość agresji, brutalności, miażdżących riffów i szalonych uderzeń perkusji. Praktycznie w każdym z utworów znajdziemy te elementy, może najmniej ich jest w piątym „The Lamenth To al-Quam” i szóstym Qasr al-Faris”. Jednak nawet w tych wcześniejszych kompozycjach  mamy całkiem sporo przestrzeni, czasami nawet melodii a we wszystkich z nich bardzo dużo oryginalnych dźwięków wywodzących się z Bliskiego Wschodu. Utwory dzięki temu pomimo swojej charakterystycznej dla tego gatunku mocy nie przytłaczają. Duża w tym zasługa głosu Małgorzaty Gwóźdź, która nie tylko śpiewa ale wykonuje również przesiąknięte duchem Wschodu melorecytacje. O odpowiednią dozę brutalności w partiach wokalnych dba Jarosław Niemiec, który też gra na różnych wschodnich instrumentach takich jak: tar, setar, santur,saz. Nadają one tej muzyce niepowtarzalny charakter. Jeżeli ktoś czytał uważnie to zorientował się po brzmieniu nazwisk, że chodzi o polski zespół. Polak potrafi nagrać muzykę heavy metalową z arabską nutą.

Lista utworów;
1 Bab al-Siq
2 The One From Shara
3 Valley Of The Moon
4 The Dusk Of Raqmu
5 The Lamnet To al-Quam
6 Qasr al-Faris
7 The City Of Tombs
8 Mysteries Of The Ancient Paths

środa, 10 sierpnia 2022

 Z historii angielskich klubów.

grafika Googla

 Sunderland

 

Północna Anglia to wielce specyficzna kraina. Przynajmniej jeżeli chodzi o piłkę nożną i ‘prawdę’ pokazaną w serialu „Sunderland Until I Die”. Może ukazuje on tylko część rzeczywistości co więcej może podobni do kibiców Czarnych Kotów są i kibice innych lokalnych klubów w Anglii ale ci Sunderlandu są dość szaleni. nawet w czasach bytności klubu w 3 lidze zjawiali się na stadionie w liczbie ponad 30 tysięcy. Serial ten przywrócił klub do świadomości szerszej rzeszy osób interesujących się piłką nożną. Dodać trzeba klub wielce zasłużony w końcu zdobył 5 mistrzostw Anglii do tego dorzucił jeszcze 2 Puchary Anglii. Tak więc pod względem trofeów absolutna czołówka na wyspach.

zdjęcie; rockerroar com

Nie byłoby tych osiągnięć gdyby nie pewien nauczyciel James Allen, który pracował w Hendon Board School. Szukał on sposobów by  odciągać młodych ludzi od ówczesnych używek. Jednym ze sposobów miała być piłka nożna i tym sposobem wraz z gronem podobnych sobie zapaleńców założył w 1879 roku  Sunderland AFC

 

 

 

 

 

 

zdjęcie; searlecanada org
Parę linijek wyżej wspominałem o związkach klubu z kulturą na przykładzie serialu „Sunderland Until I Die”. Co ciekawe jeżeli sięgnąć w klubową historię to okaże się, iż związki pomiędzy tymi dwoma światami są można rzecz już wiekowe. Oto mianowicie w 1895 roku artysta malarz Thomas Hemy uwiecznił piłkarzy Sunderlandu na swoim obrazie. Co więcej jest to jeden z pierwszych o ile nie pierwszy obraz o tematyce piłkarskiej w dziejach.

zdjęcie; thekitman co uk
Patrząc w historię Sunderlandu znajdziemy wiele ciekawych zdarzeń, które pokazują jak zmieniła się piłka na przestrzeni dziejów. Ot choćby mecz piłki nożnej bez sędziego. Dzisiaj to niemożliwe kiedyś jak najbardziej. Na mecz Sunderlandu z Derby 1 września 1894 roku  nie przybył arbiter pan Kirkham. Postanowiono nie czekać i rozegrać mecz bez niego. Jakie zdziwienie ogarnęło wszystkich gdy po pierwszej połowie, która zakończyła się wynikiem 3:0 mecz rozpoczął się od nowa. Wszystko za sprawą sędziego, który choć spóźniony to przybył na ówczesny stadion „Black Cats”  Rocker Park. Zarządził ponowne rozpoczęcie meczu, tym sposobem można rzecz, iż jest to jedyne spotkanie w dziejach angielskiej ligi, które liczyło 3 połowy. Jaki w związku z tym jest jego wynik? 11:0 licząc te trzy połowy czy tylko 8:0 od momentu przybycia p. Kirkhama?

zdjęcie; twitter Johnny Phillips
Czasami może się człowiekowi wydawać, iż wie całkiem sporo o jakieś dziedzinie. Przyglądając się dziejom Czarnych Kotów ze zdziwieniem odkryłem zupełnie nowe rozgrywki na piłkarskiej mapie Anglii. Mianowicie w  kwietniu1988 odbył się na Wembley  , Football League Mercantiale Centenary Festiwal. Nazwa dziwna i okoliczności powołania tych rozgrywek również. Wykluczenie klubów angielskich z europejskich pucharów plus pojawienie się co raz większej ilości stacji telewizyjnych, które z chęcią „coś” by transmitowały doprowadziło do zrodzenie się idei tego turnieju. Sam turniej i Sunderland nie odniosły sukcesu, rozgrywki nie przetrwały a w jedynej ich edycji piłkarze ubrani w charakterystyczne czerwono-białe pasy odpadli w pierwszej rundzie z Wigan po karnych. Patrząc na wyniki tego turnieju gdzie w I rundzie na 8 meczów padło łącznie 8 bramek a cztery z tych spotkań zakończyły się wynikiem 0:0 nie trudno zrozumieć dlaczego turniej nie miał swojej kontynuacji.

 

Oby nie było więcej takich wyczynów jak dokonanie Charliego Buchana. Sam osiągnięcie nie było złe, mianowicie strzelił on dwa gole, które dzieliły ponad 4 lata. Jednak okoliczności już zwykłymi nie są. Mianowicie 25 kwietnia 1915 roku odbył się mecz z Tottenhamem zakończony wynikiem 5:0 a ostatnią bramkę dla gospodarzy strzelił Buchanan. Te daty są istotne ponieważ w Europie już od roku toczyła się I wojna światowa. Ten mecz był ostatnim meczem przed zawieszeniem rozgrywek w Anglii. Po zakończeniu wojny ligę piłkarską wznowiono 30 sierpnia 1919 meczu. W tym dniu Sunderland spotkał się na swoim stadionie z Aston Villą. Tutaj ponownie wracamy do Charliego Buchana, który strzelił pierwszą bramkę w tym meczu. Trzeba przyznać dość niezwykłe osiągnięcie ale właśnie ze względu na okoliczności jakie  jemu towarzyszyły raczej lepiej aby nie zostało już poprawione.

zdjęcie; premierfootballcards com
W dzisiejszych czasach już takie historie się nie zdarzają. Mianowicie by być w trakcie kariery piłkarskiej reprezentantem kraju w innej dyscyplinie sportowej. Takim osiągnięciem może poszczycić się Willie Watson gracz Sunderlandu, który w listopadzie 1950 roku zagrał w reprezentacji Anglii przeciwko Walii. W tym samym czasie rozegrał również 23 test mecze w krykieta w barwach reprezentacji Anglii. Ostatnim piłkarzem, który miał możliwość zrobienia kariery w krykiecie był Phil Neville. Jednak on postawił zdecydowanie na jedną dyscyplinę, piłkę. To pokazuje jak się świat piłki nożnej zmienił na przestrzeni dziejów.

zdjęcie; npgshop org
Natomiast stałym problemem w świecie piłki nożnej jest dylemat co zrobić gdy nastaje koniec kariery lub załamie się ona w wyniku czy to kontuzji czy też zbyt małych umiejętności. Z tym zagadnieniem całkiem dobrze poradził sobie Sidney Weighell. Niestety umiejętności starczyło mu by grać tylko  w rezerwach Sunderlandu, które występowały w North Eastern League. Szybko okazało się, że nie przebije się do składu pierwszej drużyny. Zmuszony porzucić piłkę zaczął karierę w związkach zawodowych i w latach 1975 - 83 był generalnym sekretarzem  związku kolejarzy. 

niedziela, 7 sierpnia 2022

 Przeczytane

 

Natalia Budzyńska „Dzieci nie płakały. Historia mojego wuja Alfreda Trzebinskiego, lekarza SS”

Jak daleko pada jabłko od jabłoni. Można by stwierdzić po lekturze tej książki. Bądź jak uproszczona jest historia przekazywana w szkole, mediach. Bo jak wnuk polskiego patrioty mógł stać się członkiem Waffen SS i brać udział w straszliwym procederze mordowania ludzi przez Niemców w czasie II wojny światowej. Już tylko poszukanie odpowiedzi na te pytania czyni tę książkę bardzo ciekawą.

Składa się ona jakby z dwóch warstw. Pierwszą jest  biograficzną opowieścią o Alfredzie Trzebinskim pochodzącym z rodu Trzebińskich i odkryciu przez autorkę faktu, iż jej wujek brał udział w mechanizmie masowego mordowania opracowanym w Niemczech w latach rządów Hitlera. Podróż do różnych miejsc, szukanie świadków, śladów wreszcie refleksje związane ze zmierzeniem się z prawdą o swoim dość bliskim krewnym. To jeden z wątków tej książki, może nawet i główna jej część.

Drugą warstwę stanowi kolejna próba odpowiedzi na pytanie jak dobry człowiek może brać udział w takich zbrodniach jakie odbywały się w niemieckich obozach koncentracyjnych. Jaką drogę trzeba przejść od współczującego lekarza w pewien sposób nawet powiernika pacjentów do osoby „ kiedy żona mojego wujka, młodziutka Leni, była w zaawansowanej ciąży i wkrótce Trzebińskiemu miału urodzić się pierwsze dziecko, on sam przychodził, dwa, a nawet trzy razy w tygodniu do baraku 4a i patrzył na żydowskie dzieci, którym Heissmeyer robił zastrzyki z bakteriami gruźlicy”

Jest to w gruncie rzeczy jedno z fundamentalnych pytań przed jakimi stoi każdy człowiek. I nie popadajmy w pychę, że nas ono nie dotyczy. Ponieważ sam mechanizm jest w sumie dość prosty a w dzisiejszych czasach można go dzięki social mediom jeszcze łatwiej propagować.

Jak „pokonamy” ten problem pozostaje już tylko rozwiązać jedno zagadnienie. Niech proces masowego mordowanie nie będzie uciążliwy dla tych, którzy go przeprowadzają.

Niewątpliwie wędrówka po niemieckich obozach zagłady wraz z „lekarzami” SS nie jest przyjemną lekturą. Nie będę ukrywać, iż są w książce fragmenty, które czyta się bardzo ciężko. Bynajmniej nie z powodu warsztatu pani Budzyńskiej ale właśnie z powodu tematyki. Jednak myślę, że książkę tę warto przeczytać.

 

Półka z płytami

  Within Temptation „Bleed Out” MusicOnCD 2023 Jak człowiek spojrzy w kalendarz to, aż z niedowierzaniem pokręci głową, że to już prawie...