niedziela, 1 września 2024

Przeczytane

 

Tomasz Grzywaczewski „Wymazana granica. Śladami II Rzeczypospolitej”.

Lubię tego typu książki z jednej strony o świecie, którego już nie ma ale z drugiej strony o ludziach z tamtego świata, którzy jeszcze tutaj trwają.

Koncept książki polega na podróży autora po miejscach, które znajdowały się na granicy II Rzeczpospolitej. Państwa samego w sobie wieloetnicznego. Ta wieloetniczność, w pewien sposób zmaganie się polskości z innymi wyborami w zakresie narodowości będzie wątkiem przewodnim tej książki. Podróż tę zaczniemy w Dębkach i w kierunku odwrotnym od ruch wskazówek zegara zobaczymy ludzi żyjących na pograniczu równych światów.

Niestety życie w takim świecie i takim miejscu bardzo często wiązało się z tragicznym losem. Doświadczą tego m.in. mieszkańcy Kaszub głownie w trakcie okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej. Niestety po 1945 roku też im nie będzie łatwo, zbyt często nowa władza będzie widziała w nich Niemców i wszystkich wrzucała do jednego „kotła”. II wojna światowa praktycznie zlikwidowała koegzystencję Polaków i Niemców we wspólnym świecie pogranicza. Tak było na całej trasie podróży autora szlakiem dawnej polsko-niemieckiej granicy. Praktycznie nie będzie tam już ludzi utożsamiających się z Niemcami.

Jeżeli życie ludzi na pograniczu polsko-niemieckim było trudne to jak określić to co spotkało głownie Polaków żyjących na pograniczy polsko-sowieckim czy to na obszarze Ukrainy czy innych republik sowieckich. Podróż Grzywaczewskiego po tych rejonach, która jest  opisana w książce robi niesamowite wrażenie. Rozmowy z ludźmi będącymi świadkami rzezi wołyńskiej niezależnie czy ze strony ukraińskiej czy polskiej jest jednym z najlepszych fragmentów tej książki. Ci często ponad 90-letni świadkowie tamtych czasów można by rzec żywe pomniki przywiązania do polskości „Kiedy się ten koszmar skończył ( II wojna światowa na Białorusi) wszyscy pozostali przy życiu Polacy wyjechali na zachód. Tylko tata się zaparł, że my się nigdzie stąd nie ruszymy. Nie porzucimy wsi, którą pradziad własny rękami budował. Teraz wszyscy już umarli i na mnie skończy się linia męska naszego rodu.(…) Mój przodek był w tym bagiennym sanktuarium pierwszym Polakiem, a ja będę ostatnim”.

Dotarcie do takich ludzi, takich miejsc to ogromny atut tej książki. Opowieści o ludziach trwających na swoich posterunkach jest w tej książce rzecz jasna więcej, w sumie to w większości składa się z tego typu historii. Warto poznać tych ludzi, ich dzieje. Dodatkowo „Wymazana granica” dostarcza wielu innych ciekawych historii. Choćby o miejscu, w którym to Rosja Sowiecka postanowiła uczcić ofiary okupacji niemieckiej na Białorusi a była to okupacja niezwykle brutalna. Dość stwierdzić, iż Niemcy wraz ze swoimi sojusznikami spalili wraz z mieszkańcami ponad 600 wsi białoruskich. Jako miejsce symboliczne wybrano wieś Chatyń. Dla większości decyzja jak decyzja, jednak w przestrzeni publicznej zgodnie z ideologią komunistyczną ( a może nie tylko z nią) wszystko jest polityką. Po angielski Chatyń to Khatyn czyli prawie tak samo jak Katyn czyli Katyń po polsku. Tym sposobem utrwalano pewne korzystne dla Rosjan skojarzenia historyczne.

Na koniec jeszcze dwie smutne refleksje na temat współczesnej Polski i Polaków. Jak ktoś ma w tym świecie szanować nas jako państwo skoro państwo polskie od 16 lat nie potrafi wyegzekwować na władzach litewskich odbudowy pomnika polskich żołnierzy, którzy zginęli w Oranach w roku 1920 w walkach o granice państwa polskiego. Niby drobna sprawa ale dlaczego to zawsze państwo polskie ma ustępować innym jeżeli chodzi o upamiętnienie tych, którzy w przeszłości byli wierni temu państwu i gotowi byli poświecić dla Polski swoje życie?

Być może odpowiedź na to pytanie znajdziemy we fragmencie książki opisującej pogranicze polsko – czeskie i na kanwie tego pewną jakże charakterystyczna w Polsce postawę , o której pisze jeden z bohaterów książki „W zeszłym roku czytałem (…) ze wszystkich narodów Polacy najbardziej lubią Czechów i uważają, że jest nam do nich najbliżej. Doprawdy? I tutaj wychodzi na jaw polski kompleks niższości. Przecież nawet język ukraiński jest bardziej zbliżony do polskiego niż czeski. Tak samo ukraińska mentalność. No, ale my do tych chachałów, wieśniaków z zabitej dechami prowincji, porównywać się nie będziemy! To uwłacza naszej godność polskich panów. Czesi to co innego! Kultura wyższa, imponują nam.” Z braku szacunku do samych siebie bierze się brak własnej wartości a to przekłada się na brak stawania w obronie własnej pamięci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Półka z płytami

  Eagles „The Long Run” Electra/Asylum Records 1979 W omówieniu zamieszczonym w jedynym jeszcze istniejącym rockowym piśmie w Polsce a...